Pochwalę się – upiekłem Chleb :) Oczywiście prosty, pszenny, ale przez to nie obciążający jelit (przynajmniej w moim przypadku).
Upiekłem go kilka razy, zanim się do końca pochwaliłem, ale przynajmniej wiem, że praktycznie zawsze wychodzi. Przepis jest banalny, każdy powinien sobie z nim poradzić, a przy tym łatwy do zapamiętania – całość zajmie nam około 3 godziny.
Pierwsza godzina – pierwsze rośnięcie
Druga godzina – drugie rośnięcie
Trzecia godzina – pieczenie :)
Składniki:
mąka (500 g)
drożdże (20-25 g)
sól (łyżeczka)
cukier (płaska łyżeczka)
pół szklanki mleka
1.5 szklanki wody.
Do pół szklanki mleka (letnie) dodajemy cukier i drożdże (podrobione i rozmieszane). Gdy ruszą (foto poniżej), wlewamy do miski, w której mamy mąkę i sól. Mąkę można przesiać, podobno lepsza, ale to prosty przepis, więc nie ma co komplikować.
Dolewamy wodę i wyrabiamy ciasto. Jeśli będzie trochę mokre – nic się strasznego nie dzieje, powinno dalej wyjść.
Ciasto w misce przykrywamy i odstawiamy w ciepłe, suche miejsce na 45-60 minut – zależnie jak jest ciepło i jak ciasto rośnie. Pod koniec tego czasu przygotowujemy foremkę – smarujemy masłem, posypujemy kaszą manną czy bułką tartą.
Ciasto zarabiamy ponownie i wrzucamy do przygotowanej formie. I znów odstawiamy na 45-60 minut – aż podwoi objętość.
Po tym czasie wstawiamy chlebek do gorącego piekarnika (180 stopni, góra/dół) na kolejne 60 minut. Po równo 60 minutach – wyciągamy chleb z foremki i zostawiamy na kratce piekarnika na około 10 minut w celu delikatnego zrumienienia. Temperaturę przestawiamy na 200-220 stopni, góra/dół/wentylator. Zerkamy, aby nam się bohater nie spalił.
Po 10 minutach wyciągamy na talerz, tackę, czy co tam mamy pod ręką, ew. delikatnie smarujemy górę wodą (pędzelkiem lub palcem, jak nas gorąco nie przeraża) i zostawiamy do ostygnięcia.
Smacznego (jak już wystygnie)
Ps. Tak, nie wygląda idealnie, ale nie ma tak wyglądać. Ma być prosty i smaczny – i taki jest :)