Kilka dni temu wybrałem się z małżonką w Bieszczady. Nie po to, by po nich biegać. To nie dla mnie. W planach był przejazd Bieszczadzką Ciuchcią i wypad nad Solinę. Część z tego udało się zrealizować, dzięki czemu mogę podrzucić kilka zdjęć i wrażeń z przyjemnej soboty.
Bieszczady stały się modne, a przynajmniej tak można było wywnioskować z jednego z reportaży, na które trafiłem w ostatnim czasie. Tysiące osób na Połoninie, setki w Chatce Puchatka (takie schronisko). Trzeba mieć zdrowie, by biegać tłumnie po górach. Mnie go troszkę brakuje, więc zwyczajnie pojeździłem po okolicy, trafiłem w interesujące mnie punkty i wypocząłem tak, jak chciałem.
Choć kierowałem się bezpośrednio nad Solinę, zniechęcony korkami w Sanoku i okolicach odbiłem w prawo w kierunku Cisnej i Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej. Po dotarciu na miejsce stwierdziłem, że jest ładnie, przyjemnie i z chęcią wybiorę się na przejażdżkę po okolicy. Niestety, nie było mi to dane – bilety na ciuchcię były już kompletnie wyprzedane. Pozostało mi zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie i wpaść tam ponownie przy następnej okazji.
Powróciłem więc do pierwotnego pomysłu i obrałem kierunek na Polańczyk, gdzie zamierzałem pospacerować, zjeść i wskoczyć na łódkę, by popływać po Solinie. Plan godny mistrzów. Plan zrealizowany.
Cóż mogę więcej powiedzieć? Wypad nad Solinę polecam. Ludzi co prawda dość dużo, ale kto nie lubi wody przy obecnych upałach. Jedynym minusem w Polańczyku był (momentami) zapach roznoszący się po parku, co (jak się okazało) jest niestety winą zakładu komunalnego… Przeszkadzało to na tyle, że zdecydowaliśmy się zjeść „pod dachem.” Co jednak wyszło nam na dobre, gdyż było całkiem smacznie.