Colitis Ulcerosa, czyli wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Mam – ciągle, albo jeśli inaczej patrzeć – jeszcze. Na dzień dzisiejszy nie zażywam leków, a jedynie dbam o dietę i dorzucam suplementy, mając nadzieję, że się poprawia.
W kolejną rocznicę choroby stwierdziłem, że już tak nie mogę. Co prawda trochę się poprawiało, ale nie mogłem być niczego pewny. Skoro normalna terapia nie dawała efektów i ciągle wracałem do sterydów, a większości eksperymentalnych się boję (i im nie wierzę, po tym, gdy przy leczeniu biologicznym musiałbym podpisać cyrograf), spróbowałem czegoś zupełnie innego.
Poddałem się niedawno pełnej diagnozie w jednym dziwnym miejscu (będę chwalił się, jeśli mi pomoże) i trafił mi się gość, który stwierdził, że jelito jest tylko efektem czegoś innego i może mi je wyleczyć. Pierwsza myśl – wariat, ale druga była już zupełnie inna. W końcu co mi szkodzi spróbować, przecież się nie przekręcę i nie będzie bolało bardziej.
Od miesiąca jestem na czymś w rodzaju diety – nie jem zbyt wiele ciężkich rzeczy, nawet nie próbuję alkoholu (nawet wina), nie łączę rzeczy, których nie wolno łączyć (mięso z ziemniakami już mi nie grozi), no i zażywam suplementy (powiedzmy, worek suplementów).
Czy działa? Nie wiem, póki co miałem tylko jeden dzień, w którym czułem się naprawdę marnie, ale staram się zrzucić to na stres i jedzenie w jednej z restauracji. Oczywiście ludzie wokół są raczej sceptyczni. Odstawienie salofalku, sterydów i jeszcze kilku innych produktów nie powinno mi wyjść na zdrowie, jeśli jednak terapia zadziała, będę sprawniejszy, a może nawet – zdrow(sz)y. Jest ryzyko, jest zabawa.