Wracam sobie wczoraj autostradą A1 od strony Ostrawy i oczom nie wierzę. Tłumy wiszące na poręczach wiaduktów, biegające po autostradzie, auta porozstawiane na poboczach – kurcze, kataklizm jakiś, czy wizyta rządu?
Polacy to ciekawy naród: ciągle głodny atrakcji, igrzysk. Przez ostatnie godziny, czy też dni, mieliśmy kolejne igrzyska: do Polski przyjechało kilkanaście ładnych i dziwnie oklejonych samochodów, które potem wybierały się do Wiednia. I jak się okazało, właśnie to było powodem wylęgnięcia na ulice i autostrady połowy narodu.
Jakoś nie do końca byłem w stanie to zrozumieć. Ja wiem, że są rajdy, wyścigi kolarskie i inne tego typu atrakcje, gdzie tłumy zbierają się przy trasie. Tam mamy jednak jakiś ład i pewność, że zobaczymy trochę atrakcji.
Wczoraj w ciągu kilku godzin przejechało kilka aut, w bardzo nierównych odstępach, część utknęła w korku (przynajmniej można było je zobaczyć), część śmignęła tylko z dużą prędkością…
Zaledwie wczoraj widziałem cuda pokroju Koenigsegga Agera, Porsche Spyder 918 czy Ferrari FXX – żadne mi nie uciekało, nie było dziwnie oklejone – ba, mogłem zerknąć spokojnie do środka, a nawet zasiąść za kółkiem. I naprawdę nie musiałem z tego powodu stać na zimnie przez kilka godzin, a jedynie odwiedzić jeden salon w Czechach.
Ale cóż, ja pewnie jestem inny…