Ścięcie włosów to nie taka prosta sprawa, zresztą najstarsi czytelnicy zapewne pamiętają, jaki to dla mnie delikatny temat. Od kilku dni się wybierałem, gdyż moje loczki nie układały się już właściwie. Ostatecznie dziś trafiłem pod kosiarkę…
Nie była to oczywiście prosta sprawa. Po pierwsze – nowa miejscowość, więc nowy zakład. Odwiedziłem kilka. W zakładzie numer jeden było czysto, wystrój nawet nawet, ale kolejka jak stąd do Radomia. Cóż, poszedłem zwiedzać kolejne punkty.
Zakład numer dwa to idealny fryzjer męski. Kolejka oczywiście długa, ale od razu było widać dlaczego. Fryzjerka była ubrana w bardzo kuse majteczki (nie nazwałbym tego inaczej), odsłaniającymi większość pupy (powiedzmy, że było na co popatrzeć). Cóż, mnie chodziło głównie o efekt cięcia, więc zrezygnowałem, pomimo całkiem rozgrzewającej atmosfery ;)
Kolejny zakład robił bardzo dobre wrażenie. Budynek ładny, wystrój w porządku, ino zamknięty był, więc pocałowałem klamkę i poszedłem dalej. Tuż obok był mniej ładny, ale czynny, z podziałem na część dla Kobiet i dla mężczyzn. Jako, że mam długie włosy to od lat chodzę do damskich. Niestety nie dane było mi skorzystać, gdyż pani stwierdziła, że mężczyzn obcinać nie umie.
Cóż było zrobić, trzeba było powrócić do tego pierwszego. Trafiłem do Pani znakomicie znającej się na obsłudze maszynki do włosów. Na moich oczach wyciachała dwóch panów na ‚prawie zero’. Cóż, pełen obaw usiadłem, popertraktowałem trochę i udało się osiągnąć jakiś kompromis. Na tą chwilę wyglądam mniej więcej tak jak wczoraj, ale jak jej wyszło okaże się dopiero jutro.