Mam z nimi problem. Gdy coś fajnego wpadnie mi w oko, albo jakiś szatański pomysł wbije mi się do głowy to nie ma zmiłuj, rozmyślam o tym i próbuję jak najszybciej rozprawić się z tematem. A potem jest problem, bo trzeba dochować tajemnicy, nie wygadać się przed nikim, a ja się tak cieszę…
Zresztą po mnie zawsze widać kilka rzeczy. Podobno jestem jak otwarta księga, więc widać zarówno wściekłość, jak też radość i ekscytację, nie mówiąc już o zakochaniu się. Ot, gdy jestem czymś mocno zaaferowany (w ten pozytywny sposób), mój wrodzony optymizm bije ode mnie, a ja sam unoszę się troszkę nad ziemią.
Teraz jestem w podobnym stanie. Kilka dni temu wpadłem na pewien cudowny pomysł, wyobraziłem sobie uśmiech osoby, której ten pomysł pośrednio dotyczy i założyłem sobie pewien plan realizacji. Choć do samego wykonania zadania jeszcze trochę mi zostało, już teraz uśmiecham się sam do siebie i czuję, że będzie dobrze.
Potem dojdzie mi jednak pewna rzecz, której bardzo nie lubię. Będę musiał milczeć, zachowywać tajemnicę (po części nawet przed samym sobą), póki nie nastąpi właściwy moment. Na szczęście czas w tym przypadku jest liczony w dniach, a nie w miesiącach…