Rozglądam się wokół i nie rozumiem. Ogarnia mnie małe przerażenie, bo sam nie wiem jak do tego doprowadziłem. Jestem przed przeprowadzką, zresztą w miejsce tymczasowe. Muszę jakoś to ogarnąć, choć zdecydowanie nie przepadam za przeprowadzkami, bo choć wiele rzeczy się przy niej znajduje, równie wiele gubi.
Przeprowadzałem się już wielokrotnie. Za pierwszym razem zabrałem większość swojego dobytku – zmieściła się w większym vanie. Potem było jeszcze kilka – od takich, w których byłem w stanie zmieścić wszystko w małym samochodzie sportowym po takie, do których brało się kogoś do pomocy i robiło wszystko ‚na kilka razy’.
Teraz muszę znów zabrać cały dobytek. Jutro zdobędę pudła, potem zacznie się pakowanie. Wszystko musi zostać opisane i posegregowane. Większości rzeczy nie zamierzam bowiem rozpakowywać w najbliższym czasie – nie będą mi potrzebne. Część może zresztą pojechać zupełnie gdzie indziej, a ja skupię się tylko na wykorzystaniu tego, co najpotrzebniejsze.
Niektóre rzeczy pewnie nawet nie pojadą ze mną. Nie planuję zabierać dywanu czy starej lodówki, kupionej okazyjnie za 50 zł. Pewnie po odłączeniu od prądu przestała by działać. Być może zostawię też stare radio, by służyło komuś innemu.
Zmiana adresu to dobry moment na zastanowienie się nad tym, czy to wszystko jest nam potrzebne. Mnie już udało się wywalić dwa duże worki rzeczy, z których nie korzystałem i nie zamierzałem już korzystać. Ot, mniej do przenoszenia.
Choć to nie ostatnia moja przeprowadzka, cieszę się. To zaledwie jeden krok, taki potrzebny, właściwy i w dobrą stronę. Ciut przyspieszony, ale widocznie tak miało być.