Chleb, mój pierwszy. Chodziło to za mną już parę chwil, szczególnie od momentu, w którym około 22 uświadomiłem sobie, że nie mam pieczywa. Tak wyszło, że nie miałem odpowiednich składników, więc zrobiłem wariactwo na temat pizzy i było co jeść. Wczoraj jednak zaopatrzyłem się i proszę – oto chleb. Prosty chleb. Smaczny chleb.
Tak naprawdę myślałem, że ten będzie drugi. Pierwszy planowałem piec wspólnie z kimś, kto się na tym dobrze zna, ale niestety wyszło inaczej i w tamtej chwili pozostało mi jedynie rozkoszować się smakiem. Cóż poradzić, trzeba eksperymentować samemu, a do eksperymentów jak wiadomo jestem pierwszy. Co prawda tutaj jeszcze się trochę hamowałem, bo na wariacje przyjdzie czas, ale i tak jestem z siebie bardzo zadowolony.
Przepis jest super prosty – wystarczy odrobina czasu, piekarnik i chęci, bo jednak trzeba się troszkę pobrudzić, jak przy każdym wyrabianym cieście.

Składniki:
- Mąka (u mnie Poznańska) – 0.6 kg
- Woda – 0.5 litra (u mnie niecałe 2 szklanki)
- Drożdże – 1/3 opakowania babuni
- Sól – 2 łyżeczki
To wszystko!
Drożdże rozmieszałem w jednej szklance wody i zabrałem się za wyrabianie ciasta. Trochę ugniatania, tak by w miarę odchodziło od ręki – choć nie tak dobrze, jak przy Pizzy, bo tam pomagam sobie oliwą, a tu podobno zabroniona, po czym jakieś 30 minut w misce pod przykryciem. Potem ciasto do formy i kolejne kilka chwil na jego wzrost. W tym czasie rozgrzałem piekarnik do 220-230 stopni i wstawiłem już podrośnięty chlebek. 40 minut i już. Można jeszcze pomazać go trochę wodą od góry, ale nie jest to konieczne.

Jeśli chodzi o różnice, tu nie dodawałem mleka do drożdży, choć kto wie, jak to jeszcze będzie w przyszłości. Cukru też nie ma, no i mąka – do tej pory zawsze używałem mąki tortowej, a tu pierwszy raz robiłem coś z poznańskiej. Do tej pory nie wiem jaka jest różnica, ale nie muszę się znać na wszystkim.