Tak jakoś wyszło, że zabrakło mi pieczywa. Miałem ochotę na bagietkę połączoną z wariacją na temat Cezara, ale niestety po przeszukaniu wszystkich miejsc, w których powinna się owa bagietka znajdować, okazało się, że muszę wymyślić coś innego, równie nieskomplikowanego. W jednej z szafek były placki tortilli, byłem uratowany.
Całość jak to w tortilli prosta: bierzesz co masz pod ręką i wrzucasz na placek, czymś polewasz, całość zawijasz i przyciskasz nożem (w moim przypadku), bo inaczej się rozwala. Po 30 sekundach masz po problemie, nóż można znów używać.
Oczywiście nawet te kupne placki trzeba podgrzać na patelni. To na jednej, bo na drugiej w moim przypadku wygrzewał się uprzednio zamarynowany kurczak i boczek. Do tego dorzuciłem trochę czerwonej papryki i pociachanego drobno pomidorka. Całość połączona z liśćmi bazylii i octem balsamicznym z Modeny o jakimś ciekawym smaku.
Na zdjęciu oczywiście tylko trzy tortille, ale byłem zbyt głodny, by czekać, robiąc kolejne.