Mam z nimi problem. Duży problem. Potrafię przez pewien czas praktycznie nie czytać, jak prawie każdy Polak, ale jak mnie dorwie to czytam na potęgę. Do ostatnio wspominanej sagi dorzuciłem kolejne pozycje i ciągle mi mało. Czytam i czytam, chwytając praktycznie wszystko co wpadnie mi w ręce.
Gorzej, że robię to praktycznie non stop, przez ten weekend lekko dzieląc uwagę pomiędzy lekturę i Le Mans 24h. Oczywiście gdy ktoś ma przyjść, albo gdy sam wychodzę, odrywam się, jednak gdyby wczoraj jedna osoba mnie nie odciągnęła od książki, mógłbym zapomnieć o tak prozaicznej rzeczy, jak picie i jedzenie. Czyżbym trafiał jedynie na same wciągające pozycje?
To u mnie rodzinne, mama miała podobnie – poza zamiłowaniem do wyścigów samochodowych. Jak jest dobra książka, świat wokół przestaje istnieć. „Krowa w kapuście, a rozdział nie skończony” można by rzecz. Dla tych którzy nie wiedzą jak wygląda krowa, obrazek w prawym górnym rogu ;)
Dziś na szczęście było spokojniej. Po skończonej książce nie chwyciłem kolejnej. Zasnąłem.
Ciekawe kiedy mi przejdzie ;)