Przyznam, nie spodziewałem się czegoś takiego. Zdecydowanie się nie spodziewałem, gdyż na sobotę miałem zdecydowanie inne plany, ale zostały dość szybko zrewidowane. Najpierw ktoś przypomniał mi o jednej imprezie rodzinnej, która trochę wyleciała mi z głowy, a potem okazało się, że przez całą sobotę jestem zajęty. Ostatecznie jednak wyszło całkiem ciekawie.
Od rana pracowałem pilnie (jak Mickiewicz w Wilnie), ale wróciłem do domu o ludzkiej porze. Wskoczyłem do wanny i choć nie zrobiłem się na bóstwo, i tak troszkę spóźniłem się na imprezę. Zdarza się, nie moja wina, że taksówek nie było pod moim domem, choć widziałem je, gdy wracałem wcześniej. Mówi się trudno.
W każdym razie wpadłem na imprezę wiedząc, że w ciągu godziny wyjdę, bo ktoś mnie wydzwoni, bo jestem potrzebny gdzieś indziej. I tu znów zaskoczenie – wiadomość z tekstem ‚dziś masz wolne’. Ciekawie.
Impreza rodzinna rozwinęła się tak, że zaskoczyła wielu, a szczególnie mnie. Z nasiadówki zrobiła się w pewnym momencie potańcówka, a ja pierwszy raz od dawna wylądowałem na parkiecie. Choć mocno się przed tym broniłem, było przyjemnie, nawet bardzo przyjemnie… i chyba chcę więcej.
Wróciłem w nocy, wskoczyłem pod prysznic i położyłem się spać. Wytrzymałem z 10 minut, wylądowałem przed komputerem. Pisałem o sobie, o chorobie, diecie i kilku ważnych aspektach życia, które zmieniają się wraz z pojawieniem się choroby. Póki co tekst ma trochę ponad 30 tysięcy znaków, ale już zrobiłem sobie przerwę. Kto wie, może kiedyś zobaczycie tu ebooka.