Ostatnio trochę się zapuściłem w pisaniu, ale zrzućmy to na karb choroby, a także ostatnich wyjazdów. Dziś na przykład wróciłem ze Słowacji, a dokładniej – z Żyliny (Žiliny). I powiem wam, jestem pod wrażeniem.
Słowacja w ogóle mi się podoba, zresztą podobnie jak kilka innych krajów (np. Ukraina). U naszych południowych sąsiadów byłem drugi raz w ostatnim czasie. Jest tam inaczej – począwszy od dróg i zachowania kierowców, przez ludzi wokół, po aspekty życia, o których słyszałem, ale jeszcze nie doświadczyłem. Ot, żyje się spokojniej i jest to wyczuwalne.
Sama Żylina jest stosunkowo niedużym, spokojnym miastem. Jeżdżą trolejbusy (oj, wspomnienia z dzieciństwa), jest bardzo przyjemny i duży rynek, z duża ilością ławeczek i knajpek. Jest plac, na którym coś się dzieje, jest fontanna i duże schody. Obok centrum handlowe, które nie wygląda jak hangar (jak to w Polsce), a jest całkiem ciekawym budynkiem wkomponowanym w resztę zabudowań (foto akurat brak, cóż poradzić).




