Akurat trafił się taki przypadek, że ktoś nakłonił mnie do przemyśleń na temat pokera. Nie powiem, by temat był mi zupełnie obcy, bo mam różne wspomnienia – ba, nawet lubię czasem oglądać go w telewizji, ale jakoś nigdy się ku niemu nie skłaniałem. Ot, gra, w której wygrywa nie tyle najmocniejsza karta, a najmocniejszy przeciwnik.
Przyznam się, że znam troszkę tą grę, choć nie grywam. Znaczy – jak byłem młody, to na jednej wycieczce przerżnąłem w tą grę trochę drobnych, przez co później musiałem ograniczać wydatki. U mnie niestety na twarzy zbyt mocno widać emocje i choć pracuję nad tym, nie mam absolutnej pewności, że utrzymałbym wszystkie na wodzy.
W mojej rodzinie poker także był obecny. Moja własna rodzicielka przez lata (głównie młode) grywała, wychodząc raczej na plus. Całość skończyła się, gdy trafiła na całonocną sesję, w której karta podchodziła jej niemiłosiernie. Jak to oczywiście bywa, los się odwrócił i przepadło to, co miała przy sobie – łącznie z tym, co odłożone miała na jakieś fajne buty. Od tego czasu podobno przerzuciła się tylko i wyłącznie na brydża (lub 3-5-8, kojarzycie?).
Ja sam z tych i pewnie jeszcze kilku innych powodów grywałem tylko na komputerze, przy czym opierałem się głównie na dostępnych na PC ‚automatach’ (w tym tych w grach komputerowych), gdzie zdarzało mi się grać tylko i wyłącznie za wirtualne pieniądze. Nigdy nie przenosiłem tego na normalne życie. Jasne, widziałem wiele reklam w sieci i w TV odnośnie prawdziwego współzawodnictwa w sieci, ale także nie byłem skłonny się w to bawić.
Oczywiście łączyłem to z oglądaniem mistrzów pokera w telewizji (kiedyś Eurosport i chyba SportKlub, potem jeszcze jakieś inne), ale kończyło się na podziwianiu. Teraz jednak ktoś mnie zachęcił, stąd dzisiejszy tekst. Spróbowałem swoich sił na PartyPoker Poland – zainstalowałem program, zarejestrowałem się i zacząłem się bawić. Póki co, uczę się i obserwuję bawiąc wirtualną gotówką. Całość robi przyjemne wrażenie i kto wie, czy jak nie dostanę puli do wydania (co jest możliwe), nie pobawię się za realną gotówkę.
Choć kiedyś zapewne zaglądnę do kasyna, póki co zostaje sieć. Zresztą byłem już całkiem blisko wejścia – w Żylinie były 2, miałem propozycję by odwiedzić, ale podziękowałem. Jeszcze nie czas.