Jak to na wyjeździe, zdarza mi się zahaczyć o jakiś hotel. Tym razem wylądowałem w ‚Etap Warszawa Centrum’. Nie ja go wybrałem, nie ja opłaciłem, więc o cenach się nie wypowiadam, ale… to bardzo zabawne miejsce. Miejsce, którego nie polecę.
A dlaczego nie polecę, skoro zabawne? Skojarzyło mi się z filmem ‚Miś’, choć Pani w recepcji nie mówiła ‚jem przecież’, a stosunkowo szybko nas obsłużyła.
Problemem był sam pokój. Cóż, po wejściu zastanawiałem się czemu punkt ten jest nazywany hotelem, a nie hostelem. W końcu to grupa Orbis / Ibis, więc powinni wiedzieć jak wygląda hotel.

Pokój dwuosobowy był ciekawy. Jedno gniazdko w rogu, łóżko podwójne podzielona na dwa (w końcu było nas dwóch). Z łóżka spokojnie sięgniesz do umywalki, która jest w pokoju. Kabina prysznicowa też jest w pokoju, a toaleta – nie zgadniecie gdzie: w szafie! Przy wejściu znajdują się drzwi do szafy, ale po otwarciu ich oniemiałem. Zaskoczenie było tak wielkie, że aż ręce mi się trzęsły przy drugim zdjęciu. Trzeciego nie zrobiłem.
Aha, pokój dwuosobowy od jednoosobowego różnił się tylko tym, że w jednoosobowym łóżko było bez tego paseczka po środku. Szafy właściwej nie było. Bo po co?

Ostatecznie po zostawieniu rzeczy ruszyliśmy przed siebie i odwiedziliśmy znajomych, u których zasiedzieliśmy się do około 3 w nocy, więc cały pobyt w pokoju ograniczyliśmy to około 2-3 godzin… Potem śniadanie (nic ciepłego) i pożegnanie – bez tęsknoty.
Choć wiecie, nie można mówić tak źle. Co prawda materace twarde, ale ogólnie jak ktoś potrzebuje dość taniego noclegu w centrum miasta, albo w środku nocy szuka czegokolwiek, to pewnie tu znajdzie.