Tak – Pizza. Może nie taka, jak we włoskiej pizzerii, ale moja, smaczna i sprawdzona. Na dość wysokim cieście, przygotowana od podstaw i sprawiająca masę przyjemności. Robiłem ją już kilka razy, ale dopiero teraz zdecydowałem się pochwalić tym osiągnięciem w kuchni.
Nie jest tak, że mam jak Nikoś Dyzma polski organizm akceptujący tylko polskie produkty (w tym wódkę), ale dość oczywiste jest, że moje własne dania, potrawy i wypieki smakują mi najbardziej.
Pizza, którą nauczyłem się robić jest banalna w wykonaniu – całość zajmuje niecałe 30-40 minut, wliczając w to czas oczekiwania na nią samą, zaglądając przez okienko piekarnika. W tym czasie możemy zresztą przygotować sos czosnkowy czy też… posprzątać trochę kuchnię.
Przepis właściwy (ciasto) – blacha o średnicy 32 cm:
~2.5 szklanki mąki (zwykle tortowa Dalachów, przyzwyczajenie)
5 dkg drożdżów babuni
niecała szklanka wody z mlekiem (całość letnia/ciepła) – tak, by nie wykipiało po dodaniu drożdży
szczypta soli
łyżeczka cukru
trochę oliwy (na koniec)
Jak zwykle robię wszystko trochę na oko, tym bardziej, że po paru próbach zacząłem dochodzić do formy. Pierwszy raz był ciężki, kolejne coraz łatwiejsze.
Wrzucamy mąkę do miski, dodajemy trochę soli i łyżeczkę cukru. Do szklanki wody z mlekiem drobimy drożdże, mieszamy kilka razy i wlewamy całość do miski nie czekając, aż się ruszy – i zaczynamy wyrabiać. Na początku będzie się wydawało, że jest zdecydowanie za dużo mąki, ale po paru chwilach wszystko ładnie się łączy. Można dodać trochę oliwy, jeśli mamy problem, ale warto się z tym chwilę wstrzymać – wbrew pozorom po niecałej minucie ciasto nabiera odpowiedniej konsystencji. Dodając oliwę należy lać na dłoń, którą wyrabiamy ciasto, a nie bezpośrednio do ciasta. Chodzi o to, by ciasto łatwo odchodziło od ręki.
Ciasto możemy zostawić na chwilę w misce i poszukać składników w lodówce. Ja zwykle dodaję ser, salami pepperoni (sokołów robi fajne – 5 zł), oliwki (2-3 szt max), papryczkę konserwową, ale tak naprawdę nic nas nie ogranicza. Ważne, by nie dać zbyt dużo mokrych składników, efekty przypominają gorsze pizzerie.
Na blachę dajemy trochę oleju/oliwy (kto co lubi) i rozsmarowujemy go. Nie trzeba tego dużo, ot by pokryć całość. Ciasto rozkładamy na blasze i rozciągamy/wałkujemy. Ja nie mam (jeszcze?) wałka, wiec korzystam z własnych rąk i dużego słoika, choć używałem też butelki po winie. Staramy się podnieść delikatnie brzegi – bo tak.
Całość smarujemy sosem pomidorowym (można własny, używany do pasty, można taki z kartonika lub ketchup) i układamy składniki. Wiem, że to niewłaściwe, ale ja używam normalnego żółtego sera, a nie mozzarelli. Za pierwszym razem dałem plastry, później zwykle tarłem na dużej tarce. Na ser reszta dodatków (bo tak).
Całość wrzucamy do rozgrzanego piekarnika na 220ºC (czasem próbowałem na 250ºC) na około 20 minut, choć warto doglądać. Jak się przypala to znaczy, że ‚zdecydowanie już’. Całość podajemy z sosem czosnkowym (pochwalę się nim przy innej okazji, prosty), ew. ketchupem.