W ostatnim czasie mój rodziciel stwierdził, że marnuję się w Polsce i powinienem wyjechać do Nowej Zelandii. Tam jest system punktowy, a ja jestem młody, zdolny i znam język, więc bez problemu dostanę dużo punktów i oni wręcz będą pragnęli, bym się tam osiedlił.
„Nowa Zelandia to wspaniały kraj i idealny dla młodych. No i co mnie tu trzyma?” – usłyszałem.
Jasne, czemu nie, szczególnie biorąc pod uwagę temperatury panujące w obu krajach o tej porze roku. Gdy ostatnio musiałem odkopać swój samochód zacząłem się zastanawiać nad jego słowami. Tam śnieg mi raczej niespecjalnie grozi, ludzie podobno są mili. Rodziciel nie wie do końca, bo od wielu lat jest w Anglii, ale pewnie ma większe pojęcie ode mnie.
Tak czy tak, co mi szkodzi, zorientuję się. Strona ambasady mówi, że powinienem zainteresować się tą w Lądku. Ta w Lądku mówi coś o 150 funtach za wizę, ale może źle doczytałem, więc olewam 150Ł i patrzę dalej. Słyszałem o punktach – są punkty. Tak na krzywy ryj niespecjalnie chcą ludzi, ale jakbym miał tam pracę, to czemu nie. Ale pal to, da się zdobyć wystarczająco dużo punktów ‚ot tak’.
Zdobędziesz punkty i możesz lecieć. Tylko po co? Nie wiem, czy chciałbym znaleźć się na środku obcego miasta w obcym kraju i zastanawiać się co ze sobą zrobić. Dodatkowo, pomijając wszystko inne, nie znam podstawowych reguł tam panujących. To nie Europa, więc może być inaczej.
No dobra przesadzam, ale tak zupełnie na dziko mogłoby być dość trudno. Powiedzmy, że raczej radzę sobie w kryzysowych sytuacjach. Dochodzę do wniosku, że jeśli nie spróbuję, to się nigdy nie dowiem, czy dałbym radę. Robię sobie przerwę na kawkę i wczytuję się dalej.
Na kolejnej stronie widzę to, co powinienem był zauważyć na samym początku. Poza zdobyciem wymaganej liczby punktów potrzeba przejść test medyczny. Jeśli chorujemy na chorobę przewlekłą, na wizę nie ma szans, nawet jeśli mamy tam pół rodziny. Wyłączam okienko. Przy mojej chorobie i tak mnie nie przyjmą, bo nawet jakbym nie chciał, mogę wymagać hospitalizacji, a co najmniej leków. Zdarza się.
Co prawda znalazłem nawet trochę informacji na temat CU w Nowej Zelandii, ale po co mi to? Jeśli się tam kiedyś wybiorę to tylko turystycznie, a jako Polak mogę tam pojechać nawet na 3 miesiące od tak wskakując w pierwszy samolot z brzegu. A choroba? Wykupię sobie dobrego globtrotera pod choroby przewlekłe i nie będzie mnie już nic ruszać.
Czy mi przykro? Nie. W Polsce podobno mi dobrze. Jasne, wkurza mnie kilka rzeczy, ale kogo nie wkurza? A jako, że radzę sobie w kryzysowych sytuacjach, to i w Polsce dam sobie radę. Wszak kryzys mamy tu od dawna.