Albo róbcie, bo i tak warto. To coś w rodzaju porady, głównie dotyczącej włoskiej kuchni. Odkryte doświadczalnie, niektóre rzeczy ‚niestety’ (choć z uśmiechem). Ale tak to jest, jeśli zakłada się śnieżnobiałą koszulę do jedzenia, do którego nie powinno się tego robić.
Cóż, potrafię sobie urozmaicić życie. Bardzo rzadko chodzę na biało, więc z tą śnieżnobiałą koszulą delikatnie przesadzam, ale tylko delikatnie. Niedawno jednak wróciłem do domu i z rozpędu wylądowałem w kuchni. Dość ładna koszula, dobre spodnie, świeży bieżnik (ten, który lubię najbardziej) i pasta.
Sosik czysto pomidorowy (dużo oliwy, czosnek, pomidory z puszki czy też passata, zrobione na gładki, nawet dość zawiesisty sos, potem dodane kilka listków bazylii). Do tego makaron penne, dość twardy (al dente, może nawet dość mocno), bo tak lubię. Oczywiście nie przelewany wodą, bo to zło (hartuję tylko mini-makaron do sałatki).
Uroczysta kolacja w samotności, ale trzeba celebrować kuchnię i posiłki, więc do makaronu wino, dość fajna muzyka w tle. Uczta dla duszy i ciała. Lubię tak czasem, nie spiesząc się z niczym.
Trwało to parę ładnych chwil i do pewnego momentu było idealnie. Wielokrotnie widziałem na filmach wystrojone włoskie rodziny jedzące spaghetti czy inną pastę, ale to filmy.
To nic, że pichcąc sosik nie ubrudziłem zupełnie niczego, nawet kuchenka pozostała w stanie idealnym. To nic, że wszystko było tego wieczora praktycznie idealne, makaron mi się zdecydowanie udał, sosik także był dokładnie taki jak chciałem. Wino też mi podchodziło, włoskie zresztą. Niestety posiłek został nagle przerwany.
Nie pamiętam już czy zadzwonił telefon, czy stało się coś zupełnie innego. Ważne, że pod koniec posiłku, gdy jest już dość dużo miejsca na półmisku i jest dość dużo sosu (pamiętacie oliwę?), jedna porcja makaronu niespodziewanie zniknęła z mojego widelca, lądując z pewnej wysokości idealnie w wolnym miejscu półmiska.
Efekt? Cóż, uśmiechnąłem się, tak jakbym się tego spodziewał. Stolik nie jest zbyt wysoki, jadam w fotelu, ale jemu na szczęście się nie dostało. Przyjąłem na klatę co trzeba, bieżnik wziął resztę, a ja – cóż, wstawiłem pranie. I dalej uwielbiam pastę.