Jest nim jabłko, owoc z rajskiego drzewa, dla mnie rzecz szkodliwa praktycznie pod każdą postacią. Teraz akceptuję go tylko pod dwoma postaciami, a w zasadzie – wspominam o nim w dwóch postaciach.
W dawnych czasach, gdy byłem młodszy i nie chorowałem, nie lubiłem go specjalnie, gdy inni domownicy się nim zajadali. Pamiętam, że w pewnym momencie byłem bardzo mocno zachęcany do jabłek. Jadłem je głównie w ramach jakiś sałatek czy surówek, ew. przyjmowałem w sokach. Teraz w ogóle zniknęły z mojego życia.
Jabłko to u mnie wcielenie zła, coś, co mocno atakuje mój organizm i załatwia mnie zwykle na dłużej. Nie wiem czy to kwestia dużego przyspieszenia przemiany materii (i tak u mnie dobrze z tym jest), czy coś innego. Nie akceptuję tego w ogóle, a jabłek w większości form nie próbowałem od bardzo dawna.
Mam jednak dwa bardzo przyjemne wspomnienia związane z jabłkami. Nigdy nie szkodziło mi pod postacią szarlotki mojej niedoszłej teściowej, którą zjadałem (szarlotkę, nie teściową) z olbrzymim apetytem i ku uciesze w/w.
Nie wiem jak to robiła i pewnie nigdy się nie dowiem, może robiła z jabłkami coś dziwnego, a może zwyczajna życzliwość z jej strony sprawiała, że całość dla mnie była ok. Dla kontrastu – jakiekolwiek inne szarlotki i ciasta zawierające jabłko, które próbowałem wcześniej i później doprowadzały mnie na skraj wyczerpania. Pewnie już nigdy nie doświadczę jej smaku.
Drugą postacią, a głównym wspomnieniem, był kompot z jabłek. Kompoty zwykle też mi szkodzą, ale ten był szczególny. Było to jakiś czas, choć niedługi, po diagnozie, leczeniu szpitalnym i największym ataku choroby, który miałem w życiu (jelito było bliskie pęknięcia, kilka lat temu).
Bałem się śmiertelnie jabłek, a osoba, którą poznałem, wiedząc o chorobie przygotowała dla mnie posiłek opierając się na tym, co przeczytała w sieci. Dobrze przygotowany kurczak, zdrowe i delikatne dodatki, a na deser – kompot jabłkowy…
Spróbowałem go później, tuż przed wyjściem, nie chcąc robić przykrości i biorąc pod uwagę, że zdążę wrócić do domu nim coś się stanie. Był pyszny, nic złego się nie stało, a jedynie zostało wspaniałe wspomnienie.