Tak się złożyło, że zacząłem dysponować dodatkowym wolnym czasem dzisiejszego wieczoru i by go spożytkować zdecydowałem się wybrać do lokalnej galerii handlowej. Podobno jest to tętniące życiem miejsce. Ja chciałem mieć tylko pewność, że Empik będzie otwarty.
Chodziła za mną chęć kupna książki, do końca nie wiedziałem jakiej, ale chodziła. Ostatecznie zakupu dokonałem, ale nie w tym rzecz.
Rzecz w samej galerii. Słyszałem, że można tam się wybrać w sobotę, bo jest trochę ludzi, ale nie spodziewałem się tego, co mnie tam spotkało. Pomijając kwestię szukania miejsca (akurat pojawiłem się od strony, od której nie widać było katastrofy), szok przeżyłem przechodząc przez drzwi obok Empiku.
Uderzył we mnie smród (bo trudno to inaczej nazwać) spoconych ciał. Wielu spoconych ciał. Najzwyczajniej w świecie cofnęło mnie, ale stwierdziłem, że jak już się wybrałem, to trzeba choćby zerknąć na wspomniane książki.
Chwilę później dotarł do mnie huk przerywany jękami (śpiew) i piskami (piski) kobiet (dziewczyn). Trafiłem jak zwykle szczęśliwie – na imprezę z okazji urodzin galerii połączoną z występem Michała Szpaka. W Empiku nie było już wiele czuć, ale słychać było w/w huk. Masakra.
Nie mogąc do końca myśleć, zdecydowałem się (sadomasochistycznie) przyglądnąć ludzikom wokół. Obsługa starała się pracować i pomagać (pomogli, a jak), dzieciarnia biegała i piszczała, poważniejsi klienci uciekali lub jak ja – trwali na stanowisku obserwując, bądź próbując zmusić się do myślenia.
Dokonawszy zakupu książki, którą już miałem, ale raczyła przyczepić się komuś do rąk i nie wrócić na właściwe miejsce, udałem się w jedynym słusznym kierunku – do wyjścia.
Czas na zwiedzanie będzie w innym terminie, po uprzednim sprawdzeniu w sieci czym grozi wyjście do danego sklepu. Z tego co zauważyłem (już w domu) jutro będzie m.in. pokaz mody i tańca w towarzystwie Oliviera Janiaka. Prawdziwie kosmiczne te urodziny.