Po pewnej stagnacji w moim mieszkanku wreszcie coś zaczyna się dziać. Co prawda nie zmieniły się meble, a miały, ale i tak udało mi się tchnąć trochę życia w te kilka ścian układających moją przestrzeń życiową.
Tak, w dniu dzisiejszym przyjechały do mnie kapy na fotele, kanapę i łóżko. Ręcznie robione (jak to kapy), z dostarczonych przeze mnie materiałów, które dostarczyłem we właściwe ręce zaledwie tydzień temu.
Całość zrobiona jako patchwork wyszła całkiem dobrze i całość diametralnie zmieniła wygląd pokoju dziennego. Do tego kilka bieżników z w/w materiałów (a może obrusów? nigdy się na tym nie znałem) i mamy coś, co mi się podoba.
Narzuta na łóżko leży sobie złożona w części pracująco-biurowej, zresztą jest tam takie małe coś rozkładane, na czym zwykle śpią dzieci w małych mieszkaniach. Twarde i udaje u mnie udaje coś w rodzaju fotela, ale do czytania książki się nadaje. Wracając do narzuty, jeszcze nie wiem co z nią zrobię: albo wyląduje na łóżku (ale po co?), albo będzie wymienna z tą w pokoju (by nie było jednostajności).
Teraz głównym celem będzie wywiercenie dziur w ścianach i montaż kilku antyram nad kanapą w pokoju, co ma upodobnić mieszkanko do takiego, które lubię bardziej. W antyramach najprawdopodobniej wylądują zdjęcia z F1, być może z autografami. Rozważałem także kolekcję artystycznych aktów, ale na tą chwilę odpuściłem sobie ten pomysł.
W weekend miały przyjechać jeszcze jakieś meble, które miały nie udawać przeżycia kilku wojen domowych, ale darczyńca się wycofał. Ostatecznie mam takie niespecjalne, coś pomiędzy ciemno czerwonym i brązowym, ale daje radę. Cóż, mówi się trudno i kocha się dalej.