Tak jakoś mnie dziś napadło. Minęła 20, miałem za sobą kilka prań, trochę sprzątania w domu, trochę pracy poza nim i w nim. Co można zrobić? Wreszcie coś zjeść.
Trzeba wziąć pod uwagę, że byłem troszkę zmęczony i poszedłem na łatwiznę. Dziś zrobiłem dość dziwne zakupy – młotek, gwoździe, jakieś wkręty, a potem nawet próbowałem zrobić z nich pożytek.
Całość w celu urozmaicenia ścian w mieszkaniu. Niestety nie zdołałem wbić gwoździa w ścianę, ale trzeba to zrzucić na karb zbyt małego młotka lub nośności ściany (mam do tego szczęście). Jakoś dziwnym trafem w poprzedniej pracy robiłem nie takie rzeczy, a we własnych czterech ścianach mam problem.
Tak czy tak, zniechęciłem sie dziś do pracy i pomysł dekorowania lokum przełożyłem na przyszły tydzień. Wybrałem się do kuchni. Wybór był dość prosty, patrząc na zawartość lodówki. Była pierś z kurczaka, trochę sera, oczywiście czosnek i pomidory (normalne i w puszce). Do tego oliwa, trochę przypraw i już można działać.
Zakupy przyjadą rano, wtedy pewnie coś wymyślę ciekawszego. Póki co – bawimy się tym, co było. Przygotowałem składniki. Zacząłem od ściachania mięska pod gulasz, objechania go oliwą i przyprawami. Nie było czasu na czekanie, by mięsko przesiąknęło przyprawami, zresztą to tylko kurczak. Potem podsmażyć, ew. podlać winkiem (takie, którego nieszczególnie szkoda, a smak odpowiada).
Potem mięsko do gara, dorzucić pomidory, poddusić i dać temu chwilkę. Dorzucić ser. Tak, nie posypuję serem potrawy. Ser służy tu do zagęszczania sosu i dodania fajnego posmaku. Osobiście wolę do tego mozzarellę, ale ta niestety będzie dopiero rano. Po drodze wpadł czosnek, jakieś przyprawy (kto co lubi). Na dobranoc – przy podaniu – listki bazylii. Aaa… marakonu nie hartujemy. Nigdy.
Tak, dziś dużo sosu, choć jak się okazało – było idealnie. Wybaczcie takie, a nie inne zdjęcia, ale robione komórką, a ja sam grafikiem nie jestem (niestety), więc jest co jest.
Było smacznie, a teraz popijam sobie winko na dobranoc…