Motywacja do pracy to bardzo ważna rzecz. Pracodawca czy też manager powinien nauczyć się dobrze zarządzać osobami, które ma pod sobą, gdyż te tylko przy właściwej motywacji dadzą z siebie wszystko.
Są osoby, które wiele obiecują, karmią marzeniami, złotymi górami. Niektórzy się nabierają widząc, że mówiący ma energię, nierzadko pasję. Wiara w sukces, chęć stania się częścią tego i początkowy emocjonalny pęd wystarczą na kilka miesięcy.
Problem zaczyna się później, gdy okazuje się, że nie jest tak jak powinno być. Nie ma obiecanych premii, energia gdzieś przemija i zaczyna się szarość. Zamiast chęci do pracy mamy zupełny brak motywacji i poczucie wykorzystania.
Są szefowie, którzy stosują metodę bata i marchewki. Niektórym to odpowiada, pewna ostrość w niektórych przypadkach daje wzrost efektywności. Czasem wystarczy wizja złapania marchewki, bądź też premia od czasu do czasu (np w korpo?). Nierzadko okazuje się jednak, że marchewka nie jest już taka apetyczna, a bat coraz mocniej denerwuje.
Najgorsze jest jednak niesprawiedliwe potraktowanie pracownika, gdy zaczyna się rozliczać go z czegoś, co nie jest w zakresie jego obowiązków czy też bezpodstawnie oskarżać o niezrobienie czegoś.
Jasne, mówi się, by szanować szefa swego by nie trafić na gorszego. Jednak w pracy powinna trzymać nas właśnie motywacja. Gdy spada, czy to przez szefostwo czy przez innych pracowników nasza wydajność spada, a część energii zaczynamy poświęcać na ewentualne alternatywy lub zwyczajnie w ramach złości – odpuszczać sobie.
Pamiętam, jak kiedyś angażując się z całych sił, zarywając nocki i poświęcając w pełni sprawie zostałem wezwany przez moje ówczesne szefostwo na rozmowę. Zostałem poinformowany, że wcześniej widać było we mnie energię, chęci, a ja sam miałem dużo lepsze wyniki. Efekt? Zwolniłem tempo, a po miesiącu otrzymałem pochwałę za pracę. Zupełnie bezsensownie.
Atmosfera w pracy jako taka też jest bardzo ważna. Nie ma nic gorszego niż jeden ze współpracowników mający ciągle muchy w nosie czy wywołujący nerwówkę z byle powodu.Czasem zamiast zrozumienia jest niezrozumienie, zamiast chęci pracy – niechęć do niej. To wszystko ma przecież iść zupełnie w inną stronę.
Nie rozumiejąc bądź nie akceptując swojego szefa część ludzi decyduje się zmienić go na innego, nierzadko na samego siebie. Inni nie chcą bądź mogą sobie pozwolić na zbytnie ryzyko. Czasem jest tak, że podejmujemy decyzję, a potem co najwyżej przesuwamy ją w czasie, gdy pojawią się pomyślniejsze wiatry.