Nie lubię bezczynności. Rozwala mnie. Wolę, gdy coś się dzieje. Owszem, są chwile, gdy pragniemy błogiego lenistwa i zwyczajnie chcemy sobie odpocząć ale to nie trwa wiecznie.
Niestety czasem jest tak, że nie do końca zgodnie z własną wolą czekamy i odmierzamy czas. Gdy przed nami jest spotkanie z miłą osobą – miło się czeka. Jeśli jednak okazuje się, że w pracy narzucają nam obecność gdy nic się nie dzieje – motywacja spada. Przynajmniej u mnie. Ale to może kwestia braku przyzwyczajenia
Lubię też wiedzieć na czym stoję. Zdecydowanie milej jest, gdy możesz coś zaplanować, czy to pod względem czasu, czy też pod względem finansów. Znaczy – plany mam, niestety z realizacją nierzadko bywa gorzej i nagle muszę wszystko przestawiać i przesuwać. Spontaniczność też lubię i ostatnio to na nią sobie częściej pozwalam, choćby z powodu przestawiania. Ale to mam nadzieję niedługo jeszcze.
Jeśli praca nie satysfakcjonuje mamy dwie opcje. Możemy siedzieć i narzekać, ale tak po cichu, by szef nie usłyszał, bo w końcu praca jest i to się chwali w tych trudnych czasach. Możemy tez rzucić to w cholerę i poszukać czegoś zupełnie innego, co pewnie bardziej będzie nam odpowiadać. Ryzyko jest jednak takie, że albo trafimy z deszczu pod rynnę, albo będziemy mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek.
Najlepszym jednak wyjściem, przynajmniej moim zdaniem jest coś pomiędzy. Zagryźć zęby, nie narzekać (a jak coś to w duchu lub do zaufanej osoby spoza pracy) i szukać czegoś innego, bo najlepiej szuka się, gdy masz punkt zaczepienia. Wszak tylko wtedy możesz ze spokojem ducha powiedzieć ‚nie’ przyszłemu niedoszłemu szefowi. Gdy masz zapewniony byt – możesz negocjować. W innym przypadku negocjacje polegają na wyrażeniu zgody na podjęcie pracy w ustalonym terminie lub też sprzeciwu wobec pełnemu wykorzystywaniu naszej osoby, a przez to rezygnacji z nowych obowiązków.
U mnie zwykle było tak, że praca mnie sama znajdywała, ludzie bywali życzliwi (choć kilka było inaczej), a ja zawsze starałem się mieć wiele różnych zajęć. Broniłem się jednak przed mianem pracoholika, niezależnie od tego jak trafne było to określenie. Coś w tym jest, skoro kiedyś zdarzyło mi się nawet w pracy zamieszkać. A teraz? Rozglądam się. Ot, tyle.